Aktualności

Informacja

Strona znajduje się w archiwum.

Dochodzeniowiec - agent „biurkowej Policji”

Data publikacji 16.10.2010

Nie są bohaterami filmów sensacyjnych. W kultowym „07 zgłoś się” porucznik Borewicz, po zatarciu wszystkich możliwych śladów na miejscu zdarzenia, pogardliwie rzucał: „Dajcie tych z dochodzeniówki” – czytamy w najnowszym wydaniu „Stołecznego Magazynu Policyjnego”.

Niszczyciele lasów
Polska procedura karna to stos dokumentów, papierów, teczek akt i obwolut. Dobre „rozdanie” powoduje, iż akta prostej sprawy z góry skazanej na niewykrycie /jest to około 50 % spraw/ mogą grubością przypominać akta niezłego zabójstwa. Ciche przebąkiwania i próba wprowadzenia tzw. postępowania rejestrowego, mało faktycznie ma wspólnego z poprawą i skróceniem czasu pracy i objętości dokumentów, a jest tylko kosmetyczną zmianą prawa sankcjonującą minimalny 5 dniowy okres trwania postępowania.

Tymi, którzy powinni mieć na pieńku z ekologami, za nieświadome oczywiście niszczenie niezłych obszarów leśnych pod swoje materiały, są dochodzeniowcy.

Przychodzi obywatel na Policję
Zakładamy rewelacyjną sytuację. W okienku miły sympatyczny Pan/miła sympatyczna Pani. Przyjęcie od razu /w większości jednostek hipotetyczny czas na przyjęcie obywatela zgłaszającego zawiadomienie to 10 minut/. Obywatelowi skradziono, dajmy coś prostego – telefon, chyba w tramwaju. Stan jest prosty, telefon był i nie ma, a operator wymaga zaświadczenia. Generalnie normalnie ktoś powiedziałby: wypełniam wniosek, składam, dostaję potwierdzenie, telefon jest rejestrowany jako kradziony i wszystko. Otóż nie. Obywatel swoim przyjściem uruchamia proces karny. Kto cokolwiek zgłaszał wie, że teraz zostanie szczegółowo przesłuchany, policjant będzie indagował. Prosta rzecz, a godzina nie wyjęta. A jak jeszcze komuś zostanie ten telefon odzyskany - wzywania, dalsze czynności i oczywiście kolejne dokumenty. Mało kto wie, że to jednak nie wszystko.

Policjant dostaje zawiadomienie obywatela
Procedura jest praktycznie bezlitosna. Nawet, jeżeli to klasyczna sprawa do niewykrycia, coś z tym trzeba zrobić. I tu wpadają wymogi formalne. Jednym z celów procedury karnej jest „wszechstronne wyjaśnienie sprawy”. Owszem po 5 dniach można już wydalić z siebie umorzenie takiej sprawy, ale okładki muszą być ustawione prawidłowo i coś pomiędzy nimi. Dodatkowo, co już obywatela mało interesuje /ale dzięcioła, któremu wycięto kolejne drzewo już tak/, dochodzi drugie tyle dokumentów związanych ze wszechwładną statystyką. Bo gdzieś coś trzeba wykazać, gdzieś coś zgłosić, gdzieś coś zarejestrować. Gdy ktoś ma niewiele spraw - można się bawić, gdy liczba spraw idzie w dziesiątki - już nie, a oczywiście prawdopodobieństwo błędu rośnie. Ale nie wszystkie sprawy, to te skazane na niepowodzenie.

Biurkowa „policja”
Dla pokrzywdzonego ten prowadzący dochodzeniowiec jest tym, który wykrywa sprawcę przestępstwa. Dlatego wiele osób powiela obraz seriali, szczególnie W-11, gdzie rzeczy załatwia się na telefon. Nie widać praktycznie dokumentów, a akta to cienki skoroszyt. Tymczasem prawda jest taka, iż aby porównać ślady ze śladami sprawcy – trzeba wydać postanowienie, ślad musi zostać właściwie opakowany, a termin wykonania takiej ekspertyzy to niejednokrotnie parę tygodni. Komputerowy system namierzający karty bankomatowe – wolne żarty. Najpierw sądowe postanowienie o zwolnieniu z tajemnicy – czas uzyskania nawet do miesiąca i to tylko za pośrednictwem Prokuratury. Kto jest abonentem numeru, z którego nam grożono – proszę bardzo. Postanowienie o uchyleniu tajemnicy telekomunikacyjnej – czas realizacji do miesiąca.

Wiele osób ma złe tym dochodzeniowcom, iż nie angażują się, nie są w terenie. W terenie to może być komisarz Halski. Duże aglomeracje i małe jednostki mają ten sam problem. Masa spraw, mało ludzi. To się niestety tak nie da.

"Orły Temidy" w papierkowej robocie
Sprawy przeciętnego Kowalskiego nie prowadzi wysoce wykwalifikowany prawnik, tylko nabierający doświadczenie lub jeszcze całkiem zielony policjant. Jego błędy to błędy systemu, ale też strata samego Kowalskiego. Tymczasem przeciwnik nie daje forów. A papiery rosną /dzięcioł stracił kolejne drzewo/. Ponadto z policjanta robi się biurokrata. Fajnie, bo przepisy tak wymagają. Czy dla zwykłego obywatela jest to dobre – trzeba samemu ocenić.

Kontakt z obywatelem to nie tylko dzielnicowi, ale i właśnie ci trochę opisani dochodzeniowcy. Ich błędy wynikające z przerostu formy polskiej procedury karnej, konieczności zdobywania praktycznie każdej informacji za pomocą Prokuratury lub Sądu, drażnią pokrzywdzonych, mogą niechcący doprowadzić do uniewinnień podejrzanych. W dużych miastach muszą być kochani przez przełożonych– za szybko odchodzą.

Sławomir Trojanowski

„Stołeczny Magazyn Policyjny” Nr 8-9/2010
http://magazyn.policja.waw.pl

Powrót na górę strony